Flammarion, czyli o tym jak jeden obraz może zmienić spojrzenie na życie

Moje podróże astronomiczne rozpoczęły się 2 września 1989 roku. To właśnie wtedy – trochę przez przypadek – znalazłem się we Fromborku, odwiedziłem planetarium, przeżyłem mistyczne chwile i zobaczyłem ten obraz:

Wędrowiec na krańcu świata – drzeworyt Flammariona

Znałem ten drzeworyt. Posiadałem już wtedy „Astronomię Ogólną” Eugeniusza Rybki, gdzie przywołany był właśnie Flammarion. Niewiele rozumiałem z tego podręcznika, wszak to podręcznik akademicki, a ja byłem dopiero uczniem klasy 5 podstawówki, ale lubiłem szeregować księżyce planet w załączonych do Rybki tablicach, no i obraz tego wędrowca wbił mi się w pamięć.

Z mamą Danutą we Fromborku 2 września 1989 r.
Zdjęcie wykonał Krzysztof Pior

Nie wiem, czy ta inspiracja pod kopułą fromborskiego planetarium, w połączeniu ze znanym obrazem, tak na mnie wpłynęła, że dziś – po 30 latach – tak miło wspominam ten wrzesień 1989 roku. Czy to przypadek? Czy jakiś rodzaj przeznaczenia?

Dość wspomnieć, że do astronomii i Fromborka wracałem od tego czasu wielokrotnie i wracam po dziś dzień. Więcej jest w książce…

Dzień wcześniej, tj. 1 września 1989 r. odwiedziłem wieczorem Malbork, aby uczestniczyć w widowisku o nazwie Światło i Dźwięk. Na tamte czasy widowisko iście multimedialne. Wielowątkowe, z doskonałą grą świateł, kolorów i – jak sama nazwa wskazuje – przestrzennego dźwięku. Do tego wszystko działo się na terenie monumentalnego zamku w Malborku. Bardzo mi się podobało!

Dzień później, w niedzielę 3 września zwiedzałem, po raz pierwszy w życiu, obóz koncentracyjny Stuthoff. Wszystko miało miejsce w momencie, gdy cały kraj obchodził 50. rocznicę wybuchu wojny. Te wojenne przeżycia tkwiły wtedy bardzo głęboko w świadomości całego narodu. Tragiczne losy obozu i ludzi wielu narodowości, które się tam przewinęły wywarły na mnie głębokie wrażenie.

Muszę jednak przyznać, że ani do historii Krzyżaków, ani do nowożytnej tragedii obozów koncentracyjnych nie wracałem nigdy z taką pasją, zacięciem i zaangażowaniem jak do Fromborka, planetarium i astronomii.

Na statku Anita, w drodze do Fromborka 2 września 1989 r.
Zdjęcie wykonał Krzysztof Pior

Historia, która rozpoczęła się w pamiętną sobotę, 2 września 1989 r. ma jeszcze kilka małych podrozdziałów. Pierwszym z nich jest wątek marynistyczny. Do Fromborka przypłynąłem bowiem z rodzicami z Krynicy Morskiej. Statkiem żeglugi śródlądowej M/S Anita. Bardzo mi się to podobało, bo znałem ten statek. Już wcześniej – w czerwcu 1985 roku – odbyłem nim swój rejs właśnie z Krynicy Morskiej. Jeszcze żywe wspomnienie tej pierwszej podróży z pewnością dodało uroku i wzmocniło tę wyjątkową inspirację, która miała miejsce na fromborskim Wzgórzu Katedralnym.

Po latach doszedłem do wniosku, że historia ta ma jeszcze jeden wątek. Koleżeński. Okazuje się, że jeden z moich astronomicznych kolegów, Piotrek z Ostrowa Wielkopolskiego, był wtedy, tj. 2 września 1989 r. uczestnikiem „Wakacji w planetarium” i w momencie, gdy ja wchodziłem do planetarium on realizował tzw. obsługę widzów. Tak więc Piotrek w sposób dosłowny „wprowadził mnie w świat astronomii”…